Himalaje
Trudny to weekend.
Choć telewizje u nas to raczej głównie babcia ogląda a ja, jak to tata Lilki mówi, ” żyje pod kamieniem”, to również jak tysiące Polaków śledzę co się dzieje na kaszmirskich zboczach. I tak serce boli, że to tak a nie inaczej…
I tak sobie myślę o tym wszystkim. O życiu.
Jakoś nigdy za dużo nie myślałam po co ci wszyscy ludzie tam idą. Po co idą w te góry, te wysokie, co oni w tym widzą. Może tylko byle coś przeżyć? Może zobaczyć piękne widoki? A może by sobie lub komuś coś udowodnić? Może… To ich decyzja i ją szanuję choćby było mi czasem trudno zrozumieć.
A może tak naprawdę każdy ma swoja górę. Swój niższy czy wyższy szczyt do zdobycia. Może niektórym wystarczają te góry na które codziennie sam wchodzi. Inni potrzebują realnie wejść zimą na Nanga Parbat.
Jesteśmy tylko albo aż Ludzmi. Każdy ma swoje buty i w nich na codzień idzie i zdobywa te swoje Alpy czy Himalaje. Czasami sami wybieramy, czasami zostajemy rzuceni na głęboką wodę bez wyboru.
Czasami zdobycie szczytu staje się celem samym w sobie. Byle do góry, bez względu na wszytko. Na innych. Nie patrząc na przeszkody, konsekwencje. Nie patrząc czy warto. Wybierając czasem drogę najtrudniejszą z możliwych nad lodową przepaścią pod wiatr po swojemu. A czasem idąc z wiatrem albo jadąc na szczyt kolejką.
I tak sobie myślę, że ta nasza Lilkowa choroba to taki nasz Nanga Parbat. To takie nasze Himalaje po których codziennie się wspinamy. Są dni, że jest nam łatwo, miło i przyjemnie. Są dni, że najchętniej zakopalibyśmy się w śniegu i nie mamy sił iść w górę. Czasem są dni w które wydaje się nam, że zdobyliśmy już szczyt. Ale często tylko po to aby na horyzoncie pojawił się nowy szczyt na który chcemy się wspiąć.
Bo czy nie o to chodzi w życiu alby wspinać się i iść do góry. Choć nie bywa to łatwe i proste? Każdy ma swoją drogę do przejścia, górę do zdobycia . Jedni niższe, inni wyższe. Jedni widzą jeden szczyt i tylko do niego dążą. Inni cały łańcuch gór. Dla każdego ten szczyt jest inny. Ale dążą i idą w górę. Żyją.
I jeszcze wam się przyznam do czegoś. Nie wiem czy to starość. Czy już kryzys wieku średniego. Czy szaleństwo. Czy życie. Zmęczenie. Nie spełnione marzenia. Ale poszła bym w takie Himalaje. Ale rozsądek mówi jedź w Bieszczady… Himalaje już masz…
Ale marz… marzenia są siłą napędową!
7 komentarzy
Aleksandra Załęska
Każdy z nas ma swoją górę, swój szczyt, który chce osiągnąć, na który chce dotrzeć! Wielki szacun dla tych, którzy pomimo wszystko się nie poddają! Mnóstwo sił dla ciebie i zdrowia dla córeczki!
liliannawaleczna
Dziękuję! Owszem siły to coś co chętnie przyjmuję w ilościach nieograniczonych! Pozdrawiam!
Karolina | Sunday's Diet
Bieszczady to wystarczająco piękne góry. Co do refleksji Himalajskich polecam bardzo książkę: „Jak wysoko sięga miłość. Życie po Broad Peek”.
Zdrowia dla Ciebie i całej rodzinki!!!
liliannawaleczna
Ha, ja się nawet odgrażam od lat że się w te Bieszczady wyprowadzę 😉
Dzięki za książką popatrzę!
Dużo dobrego życzę!
Pozdrawiamy!!
Matka Mężatka
Jestem pierwszy raz na Twoim blogu i z ciekawością powędrowałam dalej. Fajnie, że piszesz dało mi to trochę takiego kopa, też zmagam się z chorobą córki i też bym powędrowała czasami w takie Himalaje.
liliannawaleczna
To kiedy jedziemy? 🙂
Piotr
O tak każdy ma swoje góry do zdobycia i drogi do przebycia.